Fulaga


Na Fulaga dopłynęliśmy po wspaniałej całonocnej żegludze nad ranem 11 czerwca 2014. Wiatr niezwykle nam sprzyjał. Całą trasę udało nam się pokonać jednym halsem i prędkość nie spadała poniżej 9 węzłów (jak to mówimy – na budziku było wciąż powyżej 9). Na swojej wachcie o świcie musiałam już zwalniać, gdyż nie było sensu zbliżać się do wejścia do atolu zbyt wcześnie. Potrzebne nam było światło, by móc wypatrzeć koryto przesmyku i uniknąć zderzenia z rafą koralową. Mapy dla archipelagu Fulaga okazały się mało dokładne – delikatnie rzecz ujmując… Mariusz stwierdził, że ktoś nanosząc na mapę wyspy i skały kierował się wesołą twórczością oraz bujną fantazją, gdyż niewiele zgadzało się z rzeczywistością. Do przesmyku wpływaliśmy podczas odpływu, czyli z silnym prądem wychodzącym około 3-węzłowym. Woda wylewająca się z atolu i przedzierająca do oceanu tworzyła silne zafalowanie. Stanowiło to pewne utrudnienie, jednak rzeka wypływająca z impetem z atolu pokazywała nam koryto przesmyku i tym samym bezpieczną drogę. Po przepłynięciu przesmyku, lawirując między grzbietami korali, dotarliśmy w okolice wioski Muana-I-Cake. Jest to jedna z czterech osad na tym atolu. Wiedzieliśmy, że odbycie sevusevu akurat w tej wiosce da nam zgodę na korzystanie z dobrodziejstw całego atolu. Po rzuceniu kotwicy podpłynął do nas przedstawiciel wioski i poprosił, żebyśmy przyszli popołudniu, gdyż w ciągu dnia mając spotkanie z przedstawicielami wszystkich wiosek. Dzień upłynął nam na porządkach. Czas już było wyszorować pokład Katharsis, a i pod pokładem nie brakowało pracy.
Do wioski wiedzie ścieżka przez lasy i plantacje. Pokonanie jej zajmuje około 20 minut. Widoki są śliczne, jednak towarzystwo komarów daje się we znaki. Na szczęście wiedzieliśmy o tych małych leśnych potworach i się zabezpieczyliśmy przed ich atakami grubą warstwą środków odstraszających. Po dotarciu do wioski przywitał nas jej przedstawiciel. Zaprowadził nas do domu wodza, który jest znacznie większy i ładniejszy, niż domy wodzów z Vanua Balavu. Ściany i dach pokryte są blachą falistą, jednak kształt domu nawiązuje do tradycyjnej fidżijskiej architektury – zachowuje kształt bure. Jest owalny ze spadzistym dachem. Podłogę pokrywają równo ułożone maty z liści palmowych. Pod jedną ze ścian znajduje się łóżko, a przy środkowej ścianie biurko i krzesła dla gości. My siedzieliśmy wszyscy tradycyjnie na macie przed wodzem. Po przekazaniu kava i zapłaceniu 50 dolarów fidżijskich poszliśmy zwiedzać wioskę. Odwiedziliśmy dom rzeźbiarzy. Warsztat znajduje się zaraz przy domu, więc mogliśmy zobaczyć rzeźbiarzy przy pracy. Ich wyroby były bardzo ładne – pięknie wykonane, a przede wszystkim zrobione z porządnego drewna. Każdy z nas chętnie coś kupił. Jest to dobra metoda wspierania tutejszej ludności, a poza tym ma się pewność, że nabywa się autentyczne rękodzieło. Już wcześniej na Vanua Balavu kupiłam matę z liści palmowych, a tym razem rzeźbionego delfina i żółwia. Mariusz wzbogacił swoją kolekcję masek.
Cała wioska sprawiała wrażenie niezwykle czystej i zadbanej. Już na Vanua Balavu zwróciliśmy uwagę, że mieszkańcy Lau bardzo dbają o porządek. Podczas spaceru po wiosce otaczała nas grupka dzieciaków. Jarek znowu wcielił się w rolę Św. Mikołaja -rozdawał lizaki i prezenty. Gdy wróciliśmy na pokład było już późne popołudnie i nie było sensu przemieszczać się łódką w nowe miejsce, przede wszystkim ze względu na czyhające płycizny i koralowce, które trudno wypatrzeć przy słabym świetle. Na drugi dzień rano zrobiliśmy pontonem rekonesans i odnaleźliśmy malowniczą zatoczkę oraz wytyczyliśmy bezpieczną trasę, by się tam przenieść Katharsis.
Krajobraz Fulaga tworzą złote plaże oraz całe mnóstwo małych i większych wysepek porośniętych palmami. Wyspy często przypominają kształtem grzyby z zieloną czupryną. Na niskiej wodzie poszliśmy zwiedzać odsłonięte mierzeje i zatoczki przy rafie, a podczas przypływu udaliśmy się całą ekipą na snorklowanie w przesmyku. Podczas, gdy przy przypływie tworzyły się tam wysokie fale, to przypływ uspokajał przesmyk. Woda wpływająca z oceanu była niezwykle przejrzysta, dzięki czemu widoczność pod wodą sięgała kilkudziesięciu metrów. Żywa, kolorowa rafa koralowa i mnóstwo ryb w przesmyku zapewniły nam niezwykłą ucztę dla oczu. Wypływaliśmy na koniec przesmyku, wskakiwaliśmy do wody, a jedna osoba asekurowała resztę z pontonu. Prąd wpychał nas do wnętrza laguny, podczas gdy my z powierzchni wody oglądaliśmy co dzieje się pod nami.
Na drugi dzień postanowiliśmy powtórzyć zabawę, z tym że ekipa nurkowa najpierw ze sprzętem zeszła pod wodę na zewnątrz rafy i z prądem wróciliśmy do wnętrza atolu. A potem snorklowaliśmy wspólnie podziwiając bogate życie i piękne krajobrazy podwodne.
W ruch ruszyła także nowa zabawka Mariusza – helikopter z kamerą. Dzięki dronowi mogliśmy podziwiać uroki Fulaga z powietrza. Widok był olśniewający!!!
Od wypłynięcia z Suva, ku wielkiemu rozczarowaniu Natalki, nie udało nam się złapać żadnej ryby. Tomek z Jarkiem postanowili spróbować upolować coś we wnętrzu laguny. Liczyli na jakieś niewielkie ryby, nazywane przez nas patelniakami (czyli takie akurat na patelnię). Zaopatrzeni w wędki, kuszę i zimne piwo ruszyli na połowy. Niestety wrócili z pustymi rękami. Stwierdziliśmy, że pewnie dlatego, że na Fulaga połowem ryb zajmują się jedynie kobiety, więc tutejsze ryby mogły sobie nie życzyć, by być złowionymi przez mężczyzn. Przed naszym wypłynięciem w sobotę wypatrzyliśmy kobiety z wioski maszerujące po plaży z sieciami. Mariusz zawiózł mnie z aparatem na ląd. Gdy podeszłam do nich i zapytałam czy mogę im potowarzyszyć i zrobić kilka zdjęć, rozpoznałam żony rzeźbiarzy z Muana-I-Cake. Jedna z nich poczęstowała mnie w swoim domu pomarańczą i też mnie rozpoznała. Na początku były trochę onieśmielone moją obecnością, ale po chwili się oswoiły z aparatem i dużym teleobiektywem. Mogłam poznać ich taktykę łowienia ryb. Cała akcja rozgrywała się na niskiej wodzie w okolicy małych wysepek przy rafie. Kobiety z jednej strony rozciągnęły sieć, której pilnowała jedna z rybaczek, a dwie pozostałe przeszły na drugi koniec zatoki i zaganiały ryby. Chlapały głośno o powierzchnię wody próbując spłoszyć ryby i zagonić je do sieci. Po chwili sieć pełna była ryb, które wyciągały rękami i przekładały do specjalnie przygotowanego pojemnika – kanistra z wyciętą dziurą na środku. Pokazałam im zdjęcia, które zrobiłam. Były bardzo zadowolone z efektu. Przez tą krótką chwilę chyba udało mi się z nimi zaprzyjaźnić. Dostałam od nich kilka ryb. Z dumą wracałam z nimi na pokład! Nie złapałam ich może sama, ale efekt się liczył.

Niespodziewana zmiana kierunku wiatru, nie tylko nam pomogła dopłynąć na Fulaga. Wielu żeglarzy płynących z Nowej Zelandii udało się od razu na północ, by stamtąd móc zaatakować Lau przy wiejących tu najczęściej wschodnich i południowo-wschodnich wiatrach. Północno-wschodni wiatr pozwolił im z wiatrem dopłynąć z północy Fidżi (najczęściej z Savusavu) na południe Lau. Do tej pory byliśmy zaledwie drugim jachtem, który dotarł w tym sezonie na Fulaga. Zmiana warunków pogodowych spowodowała, że jednego dnia nagle spłynęło się kilka jachtów. Jeden z nich nie miał szczęścia przy wpływaniu do przesmyku i osiadł na rafie koralowej. Żeglarze z wszystkich jednostek ruszyli z akcją ratunkową. Na nasz ponton wsiedli Mariusz, Tomek, Jarek i ruszyli z odsieczą. Okazało się, że pontony innych jachtów wyposażone są w niewielkie silniki i jedynie nasz 50- konny był w stanie ściągnąć pechowców z rafy. Chłopacy opowiadali, że podczas wyciągania jachtu nasz ponton był tak obciążony i przechylony, że wody było po kolana, pomimo, że Jarek cały czas obsługiwał elektryczną pompę wylewającą wodę za burtę. Jak dobrze, że Tomek jakiś czas temu zainstalował ją na pontonie… Wszystko zakończyło się szczęśliwie i udało się wyciągnąć jacht z tarapatów.

Bardzo się cieszę, że udało nam się zobaczyć Fulaga. Po pierwsze dlatego, że zależało na tym Mariuszowi. A po drugie było to naprawdę przepiękne miejsce!

Kategorie:Fidżi, Oceania

2 komentarze

  1. bajka, po prostu bajka…

  2. Ja nawet nigdy wczesniej nie slyszalem o Fuladze. No i cos sie dzis dowiedzialem o swiecie. Dzieki. A u wodza wioski zasiasc to dopiero cos! Wow!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d