Ptasia Wyspa


Po kilku dniach spędzonych wśród granitowych krajobrazów Praslin, Mahe i La Digue popłynęliśmy na północne obrzeża Wysp Wewnętrznych, na Bird Island. Jest to niewielka koralowa wyspa oddalona o 50 mil morskich od Mahe. Poza malowniczymi plażami, które nieprzerwanie otaczają całą Bird Island, znajdują się tu lęgowiska rybitw. Około 700,000 par przylatuje na ten niewielki skrawek lądu (niecały kilometr kwadratowy), by w okresie od maja do października wysiadywać jaja i wykarmiać pisklaki. Mieszka tu także najstarszy okaz żółwia olbrzymiego – samiec o imieniu Esmeralda. Poza chęcią zobaczenia innego krajobrazu i przyrodniczych ciekawostek, Mariusz czuł już potrzebę postawienia żagli i popłynięcia trochę dalej, gdyż przez kilka dni kręciliśmy się „wokół komina”. Siedmiogodzinny rejs w rejon oddalony od cywilizacji i innych łódek dawał też większe szanse na sukcesy połowowe. Paweł z namiętnością zapuszczał wędkę nawet, kiedy przepływaliśmy tylko kilka mil. Do połowów nie mieliśmy jednak szczęścia. Zgodnie z oczekiwaniami pierwszą rybę złapaliśmy dopiero przy Bird Island.
Żegluga z Praslin na północ, przy dominujących w tym okresie wiatrach południowych i południowo-wschodnich zapowiadała spokojną jazdę z wiatrem. W dniu naszej wyprawy na Bird Island wiatr ułożył się idealnie od rufy. Było go na szczęście na tyle dużo (około 12 węzłów), że udało nam się pożeglować na motyla (grot na jednej burcie, genua na przeciwnej). Sielska jazda w miłym słońcu i bez przechyłów sprzyjała grze w karty w kokpicie.
Dopływając na miejsce, Agnieszka początkowo dziwiła się, że tak niewiele ptaków nas wita. Kiedy byliśmy już zupełnie blisko, przekonaliśmy się, że jest ich bardzo, bardzo dużo. Gdy całe stada rybitw w asyście fregat zaczęły zataczać kręgi nad naszym masztem, przypomniały mi się kadry w filmu Hitchcocka.
Rzuciliśmy kotwicę po zachodniej stronie wyspy w sporej odległości od brzegu. Mimo tego strasznie nami kołysało, gdyż fale odbijając się od stromej plaży powodowały niesamowity kipisz. Brak komfortu wynagradzał kolor otaczającej nas wody i perspektywa wyprawy na ląd następnego dnia.
Zaopatrzeni w aparaty i kamery zwiedzaliśmy z zainteresowaniem wyspę. Gdy zbliżyliśmy się do pierwszego lęgowiska, na którym tysiące par rybitw wysiadywało jaja, Olcia została z tyłu. Dopiero wtedy przyznała się, że nie przepada za ptakami. Skumulowana ich ilość przyprawia ją o stres. Lubi tylko pisklaki i postulowała, żeby ptaki rozwijały się tylko do tego stadium. Dzielnie przetrwała z nami przeprawę przez wszystkie lęgowiska, a nagrodą była kąpiel w rajskiej wodzie z widokiem na Katharsis II, a następnie spacer białą plażą wokół wyspy.
Podchodząc na wyciągnięcie ręki do gniazd rybitw i podglądając je podczas wysiadywania jaj czy karmienia piskląt, czułam się trochę jak na Antarktydzie na pingwinowisku. Do tej pory tylko pingwiny widziałam z takiego bliska i w tak dużej ilości w wyjątkowym dla nich momencie, jakim jest przyjście na świat potomstwa. Zgiełk i jazgot jaki dobiegał z lęgowisk był przerażający, a i unoszący się zapach nie należał do najprzyjemniejszych. Jednak widok tysięcy ptaków z pisklakami, siedzącymi na zielonych połaciach Bird Island był wyjątkowy.
Na wyspie znajduje się jeden hotel z 24 domkami. Jest to miejsce z pewnością dla miłośników ptaków. No bo nie można powiedzieć, że dla kogoś kto ceni sobie ciszę i spokój, pomimo że jest z dala od cywilizacji. Pokoje nie są wyposażane w telewizory, by nic nie zakłócało obcowania z naturą i mieszkańcami wyspy. Nawet zasięg komórkowy i sieć internetowa celowo dostępne są jedynie w okolicy restauracji i baru, by te wynalazki cywilizacji nie odciągały uwagi od natury.
Między domkami spotkaliśmy spokojnie przechadzającego się żółwia Esmeralda. Zajadał liście trawy, gdy robiliśmy sobie z nim zdjęcia. Mnie trochę przestraszył, gdy nagle ruszył w moją stronę i zaczął wyciągać w moim kierunku swój duży łeb. Na szczęście to była tylko ciekawość, a nie chęć ataku.
Po dniu spędzonym na Bird Island pożeglowaliśmy nocą z powrotem w okolice Mahe. Zaraz po podniesieniu kotwicy, jeszcze przed zachodem słońca, Paweł zarzucił wędki i złowił dwie ryby. Zapowiadała się duża uczta z owoców morza.

Kategorie:Afryka, Ocean Indyjski, Seszele

4 komentarze

  1. A u nas ok10 stopni i gęsta mrzawka, przynajmniej we Wrocławiu. Siedzę wiec na kanapie ogrzewana przez psa i kota, czytam sobie Waszego bloga, oglądam te cudne zdjęcia i tęsknie za ciepełkiem. Pozdrawiam Was serdecznie 😘🐾🐾🐾🐾

  2. Wyspa piękna, ale po co tyle ptaków?

  3. Woda i piach cudne, ale te ptaki…?

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading