Nasz rejs w dwuosobowym składzie z Seszeli do Republiki Południowej Afryki zakończyliśmy 20 października 2016 roku. Po 17 dniach żeglugi bez zawijania do portów, przepłynięciu 3100 mil morskich i pokonaniu 3 sztormów (wiatry powyżej 8 w skali B) wpłynęliśmy do zalanego słońcem Kapsztadu. W nocy z 19 na 20 października minęliśmy Przylądek Igielny – najdalej na południe wysunięty skrawek Afryki. Wielu z nas wydaje się, że tym południowym krańcem Afryki jest malowniczy Przylądek Dobrej Nadziei. Jednak, gdy przyjrzymy się dobrze mapie, to nie możemy mieć wątpliwości, któremu miejscu należy się ten tytuł. Mijaliśmy to miejsce w nocy, więc o jego urokach nic powiedzieć nie mogę, za to Przylądek Dobrej Nadziei pojechaliśmy zwiedzić z Mariuszem od strony lądu i tu już mam swoje zdanie. Rzeczywiście jest to przepiękne miejsce, ze świetnie przygotowanym dla turystów punktem widokowym, gdzie znajduje się latarnia morska (Cape Point). Jednak nie sam cel jest najpiękniejszy, a już droga prowadząca na Przylądek – Chapmans Peak Drive olśniewa widokami. Kilka dni spędzonych w Kapsztadzie pozwoliło mi polubić to miejsce – jego ciepłe wiosenne popołudnia, zapierające oddech widoki, przestronne i czyste ulice oraz wspaniałą kuchnię z lamką lokalnego wina.
Nie przez przypadek trafiliśmy do Republiki Południowej Afryki. Mariusz wybrał Kapsztad jako bazę przygotowań do kolejnej wielkiej wyprawy. Wyzwaniem, które teraz stawia przed sobą, Katharsis II i załogą nasz kapitan jest opłynięcie Antarktydy po jej wodach. Mariusz od kilku lat planował ten rejs i zdecydował, iż przyszedł czas, by obrać kurs na południe i trzymając się jak najbliżej białego kontynentu opłynąć go dookoła zaciskając jak najciaśniejszą pętlę.
Katharsis II została w Kapsztadzie pod opieką Tomka, gdzie ruszyły ostre przygotowania do rejsu. Jeszcze przed wyjazdem udało nam się przekazać wszystkie żagle do przeglądu, oddać ster strumieniowy do serwisu, a później prace ruszyły dalej: przegląd hydrauliki z wymianą wszystkich węży, wyjęcie masztu i konserwacja takielunku oraz wiele drobniejszych, ale równie ważnych prac.
Zamierzaliśmy polecieć z Mariuszem do kraju na zaledwie dwa i pół tygodnia. Mieliśmy spędzić w Polsce czas od 28 października do 15 listopada, następnie wrócić do Kapsztadu, by zintensyfikować przygotowania do wyprawy, a na okolice Mikołajek planowany był start rejsu. Chcieliśmy pozałatwiać w Polsce formalności związane z uzyskaniem pozwolenia na popłynięcie na Antarktydę, spędzić choć chwilę z najbliższymi, uzupełnić łódkową apteczkę i jeśli się uda, to także zrobić okresowe badania. Ostatni raz szczegółowy przegląd stanu zdrowia robiliśmy przed wyprawą na Antarktydę w listopadzie 2014 roku. Kalendarz przypominał, że trzeba się tym zająć, ale czasu było tak niewiele. Wszystko wskazywało, że będzie trzeba zdrowotne historie przełożyć na wiosnę. Z jednej strony nie lubię przekładać tak ważnych spraw na później, ale nie wierzyłam, że podczas tego krótkiego pobytu uda mi się zrobić badania. Jednak los zdecydował, że miałam zrobić je teraz i niczego nie odkładać. Jeszcze tego samego dnia po przylocie miałam umówioną wizytę u lekarza. Na szczęście samolot nie miał opóźnienia i zdążyłam. Poza skierowaniem na badanie krwi dostałam też skierowanie na USG piersi. Zazwyczaj na wizytę trzeba czekać ponad tydzień. Zapytałam o lekarza, który badał mnie dwa lata temu i akurat wypadła mu pacjentka. Zwolnił się termin na następny dzień. Od razu się zapisałam. Na badaniu niestety wyszła niepokojąca zmiana – guz około 2 centymetrów. Lekarz zalecił kolejne badanie – biopsję, by sprawdzić rodzaj zmiany. Moja lekarka od razu wypisała mi skierowanie, no i czekało mnie umawianie kolejnej wizyty do specjalisty. Tutaj terminy były bardziej odległe – dopiero na grudzień. Jednak nie dawałam za wygraną – wydzwaniałam i prosiłam o przyspieszony termin. Mówiłam, że planuję wyprawę na kilka miesięcy na drugi koniec świata i bardzo chciałabym zrobić to badanie przed wyjazdem. I tym razem udało mi się znaleźć lekarza, który wcisnął mnie w swój i tak pełny harmonogram. Po badaniach nie spodziewałam się żadnych złych wieści. Byłam pewna, że to coś niegroźnego, więc niczym się nie przejmowałam. Na trzy dni przed planowanym terminem wyników zadzwoniono do mnie, że lekarz chce się ze mną widzieć, gdyż wyniki są nieprawidłowe. Dreszcze przebiegły mi po plecach.
We wtorek 8 listopada na tydzień przed planowanym wylotem do Kapsztadu dowiedziałam się, że mam raka. Byłam zupełnie wybita z mojego rytmu, z mojego planu, z mojego dotychczasowego życia. Ale na szczęście tylko na chwilę. Spojrzeliśmy na siebie z Mariuszem i powiedzieliśmy sobie, że to kolejna rzecz, którą trzeba będzie po prostu w życiu pokonać i przetrwać. … Nie było czasu się nad sobą rozczulać. Trzeba było działać. Był to dla nas zupełnie nowy temat! Niełatwy, ale postanowiliśmy razem się z tym zmierzyć. Jeszcze tego samego dnia udało nam się dostać na wizytę do onkologa. Pan doktor okazał się przemiłym człowiekiem, z ludzkim podejściem do pacjenta. Ja jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z powagi całej tej sytuacji i pytałam, czy jeśli o dwa-trzy tygodnie przełożymy naszą wyprawę, to czy zdążę dojść do siebie i będę mogła płynąć. Lekarz nie zezłościł się na mnie, ani nie zirytował moim pytaniem, tylko z miłym uśmiechem powiedział, że Antarktyda w rok się nie rozpuści, no bo z Arktyką mogłoby być gorzej. Ale Antarktyda z pewnością poczeka na mnie rok. Nie orzekł też od razu, że na pewno nie popłynę w tym roku . Powiedział jakie kolejne badania mnie czekają i od nich zależy dalsze postępowanie. Ktoś mógłby powiedzieć, że jak można się pytać o wyprawę, jak tu trzeba się leczyć i jak w ogóle można zadawać takie pytania. Dla mnie jednak w tym momencie rejs był niezwykle ważny i nie chciałam z niego rezygnować. Myślę, że lekarz widział moją determinację i zrozumiał, że to jest coś wyjątkowego dla mnie. Choroba jest tylko przeszkodą, którą muszę pokonać, by osiągnąć cel.
Ten paskudny nowotwór chciał się przyczaić we mnie i zabrać na gapę na rejs na Antarktydę. Nic z tego – nie będziemy mu fundować tak ekscytującej wycieczki. Zamierzam go wysadzić jak najszybciej.
Torba z ciepłymi ubraniami przygotowanymi na wyprawę na Antarktydę powędrowała na strych, gdzie musi poczekać kilka miesięcy. Przede mną stoi mała walizka z rzeczami niezbędnymi na kilkudniowy pobyt w szpitalu. Jutro czeka mnie operacja wycięcia guza piersi. Mam dużo szczęścia, że nowotwór został zdiagnozowany we wczesnym stadium. Dzięki temu mam szansę na całkowite wyleczenie. Przede mną, poza operacją, jeszcze kilka miesięcy walki. Mam nadzieję, że będę miała siłę, żeby sprostać wyzwaniu, jakie przede mną stoi. Góry lodowe i sztormy, z którym mieliśmy się z Mariuszem zmierzyć wydają się teraz jakby małą zawieruchą, w porównaniu z huraganem który czeka nas na lądzie.
Zamierzam pozbyć się tego paskuda i zbierać siły, by w grudniu przyszłego roku móc dołączyć do załogi Katharsis II i popłynąć dookoła Antarktydy.
- mijamy Przylądek Igielny – najbardziej na południe wysunięty kawałek Afryki
- Hanuś przy porannej kawie po minięciu Przylądka Dobrej Nadziei – po czterech latach znowu na Atlantyku
- Mariusz z banderą Republiki Południowej Afryki 20.10.2016
- wpływamy do V&A Waterfront Marina w Kapsztadzie 20.10.2016
- Mariusz wpływa do mariny w Kapsztadzie
- Cape Grace Hotel i Góra Stołowa
- otwierają przed nami mosty
- Katharsis II w V&A Waterfront Marina
- Katharsis II w Kapsztadzie
- plaża w St James
- kolorowe przebieralnie na plaży
- weekendowe występy młodzieżowej grupy tanecznej
- z wizytą w klubie
- kto wymyślił te schody?
- nie ma jak relaks na wydmie
- Mariusz z wizytą na pingwinowisku w Boulders Beach
- pływanie synchroniczne w wykonaniu pingwinów przylądkowych z RPA
- czas na pieszczoty
- “jak woda stary?” “zimna, ale pływać trzeba!”
- pingwinowisko / plażowisko
- pingwiny na drzewie – wersja leśna
- niedzielny korek w drodze na Cape Point – punkt widokowy na Przylądek Dobrej Nadziei
- droga wiodąca na punkt widokowy i przylądek Dobrej Nadziei
- Przylądek Dobrej Nadziei z plażą
- zbocza Cape Point
- Hanuś na tle Przylądka Dobrej Nadziei
- Przylądek Dobrej Nadziei
- struś przy drodze
- skały Przylądka Dobrej Nadziei
- klucz przy Przylądku Dobrej Nadziei
- struś niczym owca na pastwisku
- Long Beach
- Hanuś przy Chapmans Peak Drive
- Chapmans Peak Drive – jedna z piękniejszych dróg
- ni to tunel ni to szosa
- Hout Bay
- ostrygi dla kapitana
- wymarzony homar po długim rejsie
- na południe od Kapsztadu
Hanus wysylamy Ci z Marcinem cale mnostwo pozytywnej energii, tej najgoretszej, malediwskiej, prosto z Hulhumale. Mocno trzymamy za Ciebie kciuki, walcz dziewczyno, dasz rade. Wyglada na to, ze w tym samym czasie zaczelysmy zamganie z obcym, ja juz po zabiegu i jest ok.
Buziaki, Kasia od kwiatowych spodni
Dziękuję, a za słonkiem z Hulhumale to bardzo tęsknie!
Haniu trzymaj się jesteśmy z tobą dasz radę jesteś twarda babka
Kasia i Marek Obłażewicz
Świetny blog! Przyłączam się do tych, co cierpliwie będą czekali na relację z Antarktydy…
Życzę Pani, pani Haniu, zdrowia i “niesprzedawania swych marzeń” zwłaszcza teraz. Modlę się dzisiaj o Pani powrót do zdrowia
Dziękuję! Walczę, żeby na jesień być w formie i móc relacjonować co nie co z Antarktydy 😉
Zdrowia, siły i dużo pozytywnej energii…
Dziękuję!
Powodzenia, siły i dobrej nadziei na oceanie życia ..
Dziękuję. Walczę i nie zamierzam się poddawać. Przecież na jesień musze być już w formie 🙂
Hania, możesz na nas liczyć, trzymamy kciuki i wiemy, że dasz sobie radę
Dzięki, a Ty przypilnuj Beatkę!
Moc Serdeczności – Buziaki 🙂
Haniu, całym sercem jesteśmy z Tobą, Trzymamy kciuki za jak najszybszy powrót do zdrowia…. Marek i Aneta
Na rejs wokół Antarktydy to trzeba sobie zasłużyć. Żadnych gamoni na gapę !!! Hanka , i to jest słuszna koncepcja – jak mawiał klasyk , a bardziej poważnie to kciuki trzymam i niecierpliwie czekam na dobre wieści. Pozdrawiam Ciebie i Mariusza. Krzychu.
PS. U mnie na dzielni się mawiało , że rok nie wyrok – szybko zleci i ani się obejrzysz jak będziesz śmigać na Katharsis dookoła Wielkiego Lodu.
Hanka! Miałem to w rodzinie, u nas wszystko skończyło się dobrze, paradoksalnie dopiero to dużo nas nauczyło, ale walka została wygrana dzięki wytrwałości, modlitwie i dobrej energii, którą Ci przesyłam!!! Pamiętaj, że siła jest w głowie, wygrasz, nie ma innej możliwości!!!! Pzdr T.
Haniu , trzymam mocno kciuki. Z pewnością pozbędziesz się tego drania.
Pozdrawiam Ciebie i całą załogę.
Grzegorz z ZAWISZY
Jestem z Tobą Haniu sercem i myślami. Każdy z nas odda Ci trochę swojej siły i nadziei. Uzbierasz jej tak dużo, że dasz radę. Pozdrawiam i Ciebie, i Mariuszka bardzo, bardzo cieplutko. Andżela.
Nie znamy się ale z zainteresowaniem czytam Państwa bloga. Nie mam takich marzeń by podróżować więc cieszę się Państwa marzeniami. Ostatni wpis mnie zasmucił, postanowiłam więc spakować wielki balon pozytywnej energii, dobrego humoru, dystansu do wszystkiego, wiary, nadziei i wysłać do Pani chociaż tak wirtualnie. Cieszę się że ma Pani wokół siebie ludzi którzy są wsparciem i sprawdzają się w trudnych sytuacjach. “Kobieto do boju bo chcieć to móc”. Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy z wyprawy na Antarktydę (będę czekać nawet rok ale mają być).
Jesteśmy z Tobą. Wszyscy. Nie ma lekko, ale wierzymy mocno, że wygrasz. Wygrasz i swoim zwycięstwem dasz siłę innym.
Trzymamy kciuki i pomodlimy się. IJWPF Szymanderowie
Bardzo lubię wasz blog, jestem dalekim kolega Kuby. Trzymaj się dziewczyno, nie takie rzeczy można przeżyć. Spoko dasz rade i jeszcze nie jedna wyprawa przed tobą. Tylko myśl pozytywnie!!!
Jacek Sz.
Haniu będzie dobrze, przesyłam mnóstwo pozytywnej energii, POZDRAWIAM
Aneta
Haniu,
nie daj się i walcz, jesteśmy z tobą.
POZDRAWIAMY i wysyłamy dobrą energię.
Ewa i Julo
Haniu, będzie dobrze, musi być dobrze!
Ja 7 lat temu z tego samego powodu nie popłynęłam do Grenlandii …
Tez miałam szczęście, że było to wczesne stadium …
Ale po 10 miesiącach leczenia już byłam na morzu, Kanary, Grenlandia, Falklandy, Antarktyda, Spitsbergen …
Wszystko przed Tobą! Trzymam kciuki! Nie daj się! Ważne, że masz marzenia!
Moi Drodzy,
każdy wpis śledzę i chłonę – gorąco dziękuję za Wasz sharing.
Rzadko piszę, aczkolwiek ostatni wpis Hani zagrzał i spowodował, iż wszelkie kwanty pozytywnej energii poleciały właśnie do Was! Nie traćcie tego, co zawsze towarzyszy Wam na wodzie – nadziei. Tu na lądzie i ta czasem zagląda :)! Zabierajcie ją ze sobą!
marek
Haniu, cokolwiek bym nie napisal, z tym draniem musisz niestety sama powalczyc, my wspieramy Cie nasza modlitwa, dzieki temu jestesmy pewni, ze Antarktyda zostanie zdobyta, tak jak to planujecie!
Adam, Magda i Natalia