Kotwicę przy Wyspach Bazaruto rzuciliśmy we wtorek 19 października o 2330. Zatrzymaliśmy się na noc w kanale przy wejściu do laguny. Nie było mowy, by próbować wpływać do środka po ciemku, podczas bezksiężycowej nocy. Był nów. Łysy tylko na chwilę pokazał się jako złota półobręcz prezentując się uroczo, ale zupełnie nie oświetlając horyzontu. Wejście do wnętrza laguny przy Bazaruto Islands nie jest w żaden sposób oznakowane. Kanał prowadzący do osłoniętych kotwicowisk wije się tutaj między mieliznami niczym wąż sunący po piasku i wytropienie go nie jest łatwe. Stopień trudności i poziom adrenaliny podnoszą dodatkowo bardzo silne prądy w kanałach i zafalowanie. Bazowanie wyłącznie na mapie, która często nie do końca zgadza się z rzeczywistością byłoby szaleństwem, gdyż piaskowe podwodne wydmy zmieniają kształt i wysokość. Przy takich manewrach ważne jest obserwowanie wody i wypatrywanie ewentualnych płycizn i korali. Nie jesteśmy zwolennikami polegania wyłącznie na instrumentach nawigacyjnych. Dlatego dopiero rano, przy świetle dziennym, postanowiliśmy przenieść się do wnętrza laguny. Poranek był pochmurny, co nie ułatwiało zadania odnalezienia kanału. Słabe światło zlewało kolory wody nie podkreślając znacząco granic między płytką i głębszą wodą. Miejsce, w którym na mapie zaznaczony był kanał nie wyróżniało się specjalnie. Wszędzie załamywały się fale. Bardziej niż na przejście, wyglądało to na przeszkodę z rafy koralowej. Zanim zdecydowaliśmy się tam zbliżyć, przepłynęliśmy wzdłuż kilka razy analizując, czy mapa się zgadza z rzeczywistością. W końcu Mariusz stwierdził, że fale i wzburzona woda mogą być efektem wytwarzania się prądów i wirów wodnych. Z dużą dozą niepewności, wpatrując się w wodę oraz w przyrządy nawigacyjne podeszliśmy po próby sforsowania kanału. Udało się, chociaż przy pierwszej próbie wycofaliśmy się, gdy głębokość spadła do 2 metrów pod kilem, a prąd dochodził do 4 węzłów. Przeanalizowaliśmy jeszcze raz mapę oraz wodę i wpłynęliśmy do wnętrza. Mariusz odetchnął dopiero, gdy głębokość wzrosła z 3 metrów pod kilem do 15, a sonda patrząca do przodu nie wskazywała żadnych przeszkód. Było to emocjonujące wejście!
Zatrzymaliśmy się przy wiosce, koło której na mapie wskazane było bezpieczne kotwicowisko. Z pokładu jachtu widzieliśmy kilkanaście łódek łowiących ryby w lagunie, a na brzegu kilka grup rybaków zbierających sieci. W miejscach oddalonych od cywilizacji zachowania lokalnej ludności są przeróżne. Czasem od razu do nas podchodzą zaciekawieni, skąd jesteśmy i chętni do handlu wymiennego. Innym razem trzymają się na dystans. Gdy wylądowaliśmy na lądzie nikt początkowo się nami nie zainteresował. Dopiero po jakimś czasie podeszli do nas dwaj strażnicy. Cały archipelag Bazaruto jest Parkiem Narodowym. Na szczęście nie wymagano od nas dokumentów odprawy paszportowej ani celnej w Mozambiku, a jedynie dokonania opłaty za przebywanie w parku. Próbowaliśmy dowiedzieć się, co warto w okolicy zobaczyć, ale bariera językowa nie pozwoliła nam za uzyskanie jakichkolwiek informacji, poza jedną, iż na snorklowanie najlepiej popłynąć na oddaloną o kilka mil Wyspę Santa Carolina. Po próbie pogawędzenia ze strażnikami i spacerze po plaży, Mariusz zabrał nas na przejażdżkę pontonem wzdłuż wyspy. W niedalekiej odległości od wioski czekała na nas przemiła niespodzianka. Na tle przepięknych wydm i namorzynów przechadzało się duże stado flamingów. Wody było w tym miejscu raptem ponad kolana, więc wyskoczyłam z pontonu, by spróbować podejść bliżej tych niezwykłych ptaków. Poza tym na pontonie bujało mną na fali i trudniej było zrobić dobre zdjęcie z teleobiektywu. Flamingi parę razy unosiły się w powietrze, by po chwili znów zatrzymać się na wodzie. Mieliśmy swego rodzaju przedstawienie – „Jezioro Flamingów”. Olka znalazła na wodzie dwa różowe piórka, które zgubiły flamingi. Całkiem miła pamiątka.
Na drugi dzień popłynęliśmy na kotwicowisko przy wyspie Santa Carolina, gdzie rzeczywiście znajduje się przepiękne miejsce do snorklowania. Pływaliśmy wśród żywego korala i całej masy kolorowych ryb. Ani na Seszelach ani na Madagaskarze nie znaleźliśmy tak zdrowo wyglądającego korala. A dopełnieniem naszego rajskiego dnia był piknik na plaży. Na wieczór przenieśliśmy się z powrotem w okolice Bazaruto, gdyż Santa Carolina nie daje dobrego osłonięcia od południowych wiatrów, a takie miały nas niepokoić w nocy. Tym razem zakotwiczyliśmy przy jednym z luksusowych hoteli – Antanara, z uroków którego korzystaliśmy w niedzielę. W ciągu dnia skorzystaliśmy z cienia palmowego parasola, a wieczorem przypłynęliśmy na elegancką kolację.
Po trzech dniach iście wakacyjnych, w poniedziałek podnieśliśmy kotwicę i opuściliśmy Wyspy Bazaruto. Wypływaliśmy południowym kanałem. Mariusz miał jeszcze ochotę na wspinaczkę na olbrzymią wydmę, ale zrezygnował, gdy przy próbie rzucania kotwicy pojawił się prąd przekraczający 3 węzły. Byliśmy na opadającej wodzie i na całe szczęście nie zatrzymaliśmy się. Na końcu kanału okazało się, że pod kilem mieliśmy nie, jak wskazywała mapa 6 metrów, tylko zaledwie 10 cm. A pchała nas wychodząca rzeka i nie byliśmy w stanie się zatrzymać. Gdybyśmy wychodzili z niego chwilę później zaliczylibyśmy klasyczny wjazd na mieliznę.
Po wyjściu z laguny, przywitały nas wieloryby, których duże stada towarzyszyły nam przez cały dzień, a wieczorem urządziły nam pokazy skoków. Niestety trzymały dość spory dystans od nas, więc niełatwo było zrobić im dobre zdjęcie z bujającego się na fali jachtu.
Wtorek upłynął nam na spokojnej żegludze wzdłuż wybrzeża Mozambiku. Na wysokości Maputo Mariusz postanowił zatrzymać się przy Wyspie Inhaca. W najbliższych dniach ma przyjść silny front, który przyniesie sztormowe wiatry z południa. Nie chcąc walczyć z 40-50 węzłowym wiatrem w nos, nasz kapitan postanowił przeczekać kilka dni w przepięknych okolicznościach przyrody i dać nam czas, by lepiej poznać Mozambik.
- pokonujemy kanał w rafie ze złowrogim prądem
- Olka na tle Santa Carolina 20.10.2017
- Rybacy z Wysp Bazaruto
- złote wydmy Bazaruto
- mieszkańcy wioski wracają z połowów
- Katharsis II przy Bazaruto
- ze strażnikami parku narodowego
- dzieciaki zaciekawione naszą wizytą
- Hania z Olką na Bazaruto
- Olcia z Katharsis II
- flamingi prezentują swoje różowe chude nogi
- z teleobiektywem w pogoni za flamingami
- różowonogie w locie
- zawieszony na piasku
- Olka z wyłowionymi z wody piórkami
- Katharsis II z flamingami na Bazaruto
- taniec na wodzie
- klucz flamingów
- kotleciki rybne ze złowionej mahi-mahi
- kotleciki na patelni
- kapitan w kambuzie
- żagiel z folii – mazambickie technologie
- snorklowanie przy Wyspie Santa Carolina
- na plaży na Santa Carolina
- szeroka plaża podczas odpływu
- Katharsis II na kotwicy przy Wyspie Santa Carolina
- piknik na plaży
- spokojne popołudnie na pokładzie Katharsis II
- plaża hotelu Antanara z wydmą w tle
- pod hotelowym parasolem
- powitanie nowych gości hotelowych
- wydma za hotelem
- spacer po plaży
- niedzielnie – odświętnie
- nawet maluchy w niedzielę w garniturkach
- Hanuś strzela – ustrzelona przez Olkę
- wypływamy z Bazaruto 23.10.2017
- testujemy na śniadanie zdrową papkę z komosy ryżowej zamiast jajecznicy
- żegnamy wydmy Bazaruto
- fale prądowe na wyjściu z przesmyku na południowym krańcu Bazaruto
- Olka z kapitanem wypatrują wieloryby
- cała rodzinka przy burcie
- Mariusz poluje na wieloryby
- akrobatyczne popisy
- czekając na kolejny skok
Leave a Reply