po burzy mózgów przeprowadzonej we wtorek wieczorem (przy lampeczce wina….) zapadła decyzja – płyniemy na Tahuata do Zatoki Hanamoenoa – zachwaleanej we wszelkich przewodnikach; Tahuata jest wyspą położoną niedaleko Hiva Oa – oddziela je zaledwie 2-milowy kanał; kanał ten słynie z bardzo silnych wiatrów i prądów; w naszym przypadku nie było inaczej – wiatr osiągał prędkość 30 węzłów, dzięki czemu zaplanowaną 10 milową trasę pokonaliśmy (na samej Genui) w godzinkę; kotwicę rzucilismy w prześlicznej, najbardziej na północ wysynietej zatoce Tahuata – Hanamoenoa Bay; przywitały nas tu piękne palmy na plaży zasypanej białym piaskiem, krystalicznie czysta woda i cudnie zielone góry na horyzoncie!!! przede wszyskim jednak zatoka ta jest dobrze osłonięta, z piaszczystym dnem (świetnie trzymającym kotwicę), bez rolującej fali, co dawało nadzieję na spokojną noc, po ostatnich trzech lekko nerwowych na Hiva Oa; zaraz po zacumowaniu, przywitał nas znajomy Belg Vincent (spotkalismy się z nim na Fatu Hiva i na Hiva Oa także) i zaproponował wspólne biesiadowanie na plaży; poza jego i naszą łódką w zatoce zakotwiczyły jeszce dwie – francuski katamaran (z którym spotkaliśmy sie między innymi na Galapagos) oraz jacht Phoenix (także francuski) z rodzinką mieszkającą od dwóch lat na Markizach; wszystkie te jachty uciekły dzień przed nami z Hiva Oa z Zatoki Tahauku, gdzie stanie nie należało do najprzyjemniejszych i najbezpieczniejszych; dostaliśmy zaproszenie na francuskie ognisko na plaży! czemu nie?! zaopatrzyliśmy naszego cooler‘a w jakieś piwko, tequil’ę, czekoladki dla dzieciaków i ruszyliśmy pontonem na brzeg; a tam już ognisko na całego rozpalone, zaraz poczęstowano nas pysznymi rybkami, kurczaczki już wrzucano na ruszt, a w między czasie… wiadomo, jakiś drineczek, piweczko, kąpiel w cudnej wodzie dla ochłody, potem wspomniane kurczaczki, znowu drineczek… i tak zleciał miło dzionek; o zachodzie słońca wszyscy zaczęliśmy zbierać się na łódki, a Patrycjusz (czyli Patrice) z Phoenix’a zaprosił całą ekipę do siebie na łódkę na biesiadowanie – tym razem przy jego gitarce, no i tak upłynął wieczór…
kolejny dzień (który zaczął się nieco późnie – z wiadomych powodów…) upłynął pod znakiem obcowania z naturą; Chris (z francuskiego katamaranu) doradził nam snorklowanie przy cyplu w zatoce, gdzie poprzedniego dnia upolował dwie ośmiornice i baraszkował z rekinkami; my niestety ani na ośmiornice, ani na rekiny się nie natkneliśmy, ale wyprawa i tak była genialna, ze względu na bogactwo kolorowych ryb, piękne ukształtowanie podwodne terenu (skaliste) i wypatrzoną, uroczo nakrapianą mantę, a wszystko w krystalicznie czystej i przejrzystej wodzie! zabraliśmy ze sobą pierwszy raz nową zabaweczkę Mariusza – taki mały aparacik do robienia zdjęć pod wodą (stąd pierwsze na blogu ujęcia z pod wody ☺, może nie profesjonalne, ale zawsze coś);
popołudniu wraz z Chrisem pomknęliśmy pontonem do sąsiedniej zatoki, gdzie jest mała wioseczka – Vaitahu, żeby zobaczyć jak tutaj się ludziom mieszka; w kościele trafiliśmy na przygotowania do niedzielnego święta, dzięki czemu załapaliśmy się znowu na lokalne śpiewy; po za tym zupełnie nic się tutaj nie działo, można by rzec senna atmosfera; dla mnie ogromną atrakcją była spotkana przy nabrzeżu maciora z czterodniowymi prosiakami (ze mnie to dziewczyna z miasta…), ależ one były śliczne; poza tym zaopatrzyliśmy się w mango, których jest tutaj całe mnóstwo; Chris powiedział nam o panującym na Markizach zwyczaju – jest tu pełno wolnorosnących drzew owocowych (mango, pomelo, limonki, banany), zawsze można spytać się kogokolwiek z mieszkańców o zgodę na zebranie paru owoców – i w ten sposób uzupełniliśmy nasze zapasy mango ☺
- w tle jeszcze hiva oa
- piekna hanamoena
- katharsis w zatoce przy tahuata
- obozowisko piknikowiczow
- zabawy na plazy podczas ogniska
- szykowanie pysznych kurczaczkow
- hanulek snorkluje
- moja manta nakrapiana
- rybka
- jachty biesiadnikow
- konca biesidy juz czas
- vaitahu o zachodzie slonca
- zatoka vaitahu
- przygotowania do swieta w wiosce vaitahu
- ciekawy tatuaz
- uzupelnianie zapasow mango
- scenka rodzajowa
- walka czterodniowych osobnikow
Leave a Reply