pierwsze dni na Nuku Hiva


po rzuceniu kotwicy w Taiohae Bay prawie o zachodzie słońca, nie mieliśmy już sił na wyprawę na ląd – kolacja na łódce oraz relaks po całym dniu na słońcu i wietrze, to było to czego potrzebowaliśmy; wsród kilku jachtów stojących z zatoce rozpoznaliśmy naszych francuskich znajomych ☺
w poniedziałek przed południem wybraliśmy się na ląd w celu rozeznania terenu; przy kei dla pontonów spotkaliśmy Chrisa (Francuza z katamaranu), który nam zapowiedział, że teraz za wiele nie załatwimy i nie kupimy, bo tutaj panuje wyjątkowy klimat – markizjański spokój, markizjański czas – od 1130 do 1430 wszystko jest pozamykane, czasem nawet już popołudniu nic się nie dzieje – zależy od nastroju mieszkańców; po krótkim spacerzem główną ulicą Taiohae atmosfera tu panująca wydała nam się senna, nawet leniwa, nikt się nigdze nie spieszy, za wiele się nie dzieje; z pewnością można się tu wyluzować; zjedliśmy pyszne sashimi w knajpeczce przy porcie i popłynęliśmy na łódkę z zamiarem powrotu na ląd jak otworzą sklepy, żeby zrobić zakupy pod kątem wieczornej kolacji, na którą zaprosiliśmy ekipę z katamaranu – przesympatycznych Francuzów – Chrisa i jego żonę (nie mogę zapamiętać jej imienia…) z dwójką małych dzieci; oni przywieźli pyszną marynowaną ośmiornicę złapaną przez Chrisa parę dni temu w zatoce Hanamoena koło Tahuata, a my przygotowaliśmy risotto z owocami morza; menu wyborne, do tego wino, świeże owoce na deser, dla dzieciaków ciastka i tak nam miło zleciał wieczorek; na drugi dzień umówiliśmy się z Chrisem na nurkowanie przy wejsciu do zatoki – Chris spędził setki godzin pod wodą na Markizach, więc dobrze zna te wody;
nurkowanie bardzo się udało; nie natrafiliśmy co prawda na rekiny młoty, które mieliśmy nadzieję spotkać, ale za to widzieliśmy mnóstwo muren nieśmiało wychylających się ze skał, lionfish, ogromnego skalara i wele kolorowych ślicznych rybek;
dzisiaj (czyli w środę; mam teraz 11 godzin 30 minut różnicy do czasu polskiego, u mnie jeszcze środowy wieczór, a w Polsce już czwartkowy poranek) Mariusz miał zaplanowany wylot do kraju, więc wczorajszy wieczór i dzisiejszy poranek upłynął pod znakiem przygotowań do podróży; o 1100 odwiozłam Mariusza pontonem na ląd i teraz czekają mnie trzy tygodnie z Katharsis II sam na sam w zatoce Taiohae;

Kategorie:Oceania, Polinezja Francuska - Markizy

3 komentarze

  1. pozdro z polski dla Pani Bosman, właśnie wróciłem z nad Bałtyku gdzie pływałem kajakiem na falach , oczywiście to nie to co u Was ale i mój kajak jest też ciut mniejszy od K II. Robert – Poznań

    • pozdrowienia dla Papaya! podziwiam, podziwiam… kajakiem po Bałtyku; no z pewnością nie jest to co u nas – wysiłek o wiele większy i pewnie temperatura wody ciut niższa;

  2. Hanuś, co ty będziesz teraz tam sama robiła ? Trzy tygodnie to szmat czasu. Piszesz świetnie – nie myślałaś o wydaniu książki ? Mariusz pewnie w tym Ci pomoże 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: