W sobotę wcześnie rano obudziły mnie promyki mocno świecącego słońca. Postanowiłam nie marnować czasu i od razu wstałam. Poranną kawę wypiłam, utartym już zwyczajem, siedząc w kokpicie i podziwiając wspaniały widok soczystozielonych gór piętrzących się nad zatoką. Od rana był spory ruch w zatoce, spływały się nowe jachty. O 0800 przepłynął koło butry Katharsis duży jacht z wesołą rodzinką i szczekającym psem na pokładzie. Nie stanął jednak na kotwicy, jak inne łódki, tylko popłynął do portu, gdzie na nabrzeżu gromadziły się tłumy ludzi. Zainteresowana sytuacją przyspieszyłam jedzenie śniadania i pomknęłam na ląd, gdzie i tak planowałam się wybrać po zakupy. Jak dopłynęłam do nabrzeża, to tłum (wraz z kamerami i fotoreporterami) zdążył się przenieść na główną ulicę Taiohae. Ale w porcie spotkałam Patrycjuszy i Chrisa z żoną Maiken, którzy wyjaśnili mi, że całe to zamieszanie związane jest z Philippe’m Poupon, który przypłynał ze swoją rodziną. Jest on znanym francuskim żeglarzem, który aktualnie realizuje wyprawę od koła biegunowego do koła biegunowego. W 1993 roku zajął III miejsce w regatach II Vendée Globe. Uczestniczyło wówczs 15 jachtów, z czego tylko 7 dopłynęło do mety. Poupon płynął na jachcie Fleury-Michon X i pokonał trasę w 117 dni 03h34‘24‘‘. Zwycięzca tej edycji Alain Gautier (też Francuz) dopłynął do mety po 110 dniach 02h 22’ 35’’. Poupon brał też udział w pierwszej edycji regat 1989/90, jednak nie dopłynął wówczas do mety – zaliczył wywrotkę. Vendée Globe to regaty dookoła Ziemi. Są one jednymi z najtrudniejszych we współczesnym żeglarstwie. Odbywają się co cztery lata. Pierwsze wystartowały w 1989 roku. Start i meta znajduje się we Francji. Uczestnicy mają do pokonania około 30 000 mil morskich i nie mogą zawijać do portów. Zabronione jest też korzystanie ze wsparcia z lądu. Żeglarze zdani są tylko na siebie. Jako młody adept żeglarstwa Philipee pływał na jachcie legendy francuskiego żeglarstwa – Erica Tabarly’ego. A tak poza tym jest przyjacielem Chrisa. Niestety jak na razie (czyli od dwóch dni) nie mieli czasu się spokojnie spotkać, bo Poupon wraz z rodziną pełnią rolę VIP’ów i biorą udział w przeróżnych uroczystościach organizowanych specjalnie z okazji ich wizyty na Nuku Hiva.
Przez całą sobotę była piękna pogoda, świeciło słońce, czego efektem są moje spalone plecy. Wykorzystując brak deszczu zabrałam się za polerowanie “sreberek” na pokładzie i nawet nie poczułam kiedy mnie spiekło. Wieczorem wpadli do mnie Patrycjusze i Chris z rodzinką.
Jak wspomniałam, w zatoce pojawiło się parę nowych jachtów, między innymi katamaran pod polską banderą z polską ekipą na pokładzie. Ale to nie koniec polskich akcentów. Na jeden z francuskich jachtów przyjechała Polka – Mirka, ze swoim 14-letnim synem Kubą. Patrycjusze mówią, że przez cały okres ich pobytu na Nuku Hiva (a leci trzeci rok) nie przewinęło się przez Taiohae tylu Polaków, co przez ten weekend.
W niedzielę już zamiast słońca obudziły mnie dudniące o pokład krople deszczu. Zatoka spowita w chmurach też wyglądała obłędnie.
- widok podczas sobotniej kawki
- jacht Philippe’a Poupon
- sprzedaż roślin w sobotnie przedpołudnie
- polski katamaran w taiohae bay
- niedzielne pływanie pirogą
- pochmurna niedziela
Leave a Reply