ostatnia lekcja


po ostatniej lekcji

Dzisiaj rano musiałam wyskoczyć do portu, żeby załatwić napełnienie butli gazowej. Korzystając z okazji, że jestem na lądzie o tak wczesnej porze postanowiłam pójść na szybki spacer (ci którzy mieli okazję ze mną spacerować, wiedzą o jakim tempie mówię – „marszobieg“). Wychodząc z portu na główną ulicę zazwyczaj skręcam w lewo, żeby dość na tańce lub do sklepu. Tym razem udałam się w przeciwnym kierunku. Natrafiłam na budynki administracji publicznej z równo przystrzyżonymi trawnikami, pocztę i boisko do tenisa, z którego roztacza się przepiekny widok na zatokę.
Dzisiaj byłam ostatni raz na lekcjach tańca… Szkoda! Polubiłam zajęcia z Fabianne. Będzie mi ich brakować. Poza tym, że zajęcia są świetne same w sobie, to podobała mi się atmosfera tu panująca i relacje między babeczkami. Odczuwa się tu ciepło i serdeczność. W jakiś sposób zdążyłąm się już zaaklimatyzować. Tutejsi mieszkańcy mają w zwyczaju całować się dwa razy w policzek na przywitanie. Zdaża mi się teraz, że jak jestem w sklepie, to spotkam kogoś z tańców albo niedzielnego pikniku i wita się ze mną w ten sposób. Na ulicy zaczynam rozpoznawać znajomych i coraz więcej osób mnie pozdrawia.
Ale poza „starymi znajomymi“ pojawili się też nowi. Trzy dni temu do zatoki wpłynał angielski jacht. Widząc banderę Katharsis (brytyjską) podpłynęli do mnie myśląc, że spotkali rodaków. John i Jenny (małżeństwo z Londynu) również przypłynęli z Galapagos, tyle, że im podróż zajęła 27 dni. Miło nam sie gawędziło, w niedzielę wypiliśmy wspólnie herbatkę (angielski tee time…), a dzisiaj zaprosili mnie na kolację. Spędziłam z nimi uroczy wieczór.

Kategorie:Oceania, Polinezja Francuska - Markizy

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: