Manhattan


Niestety prognozy pogody potwierdziły się i po słonecznej niedzieli przyszedł deszczowy poniedziałek. Mój spacer po Central Parku jakoś się oddalał. Ciężkie chmury i ulewy nie odwiodły nas jednak od wycieczki do centrum. Dumnie przejechaliśmy przez Manhattan Bridge oglądając drapacze chmur do połowy przykryte biało-szarą kołdrą. Wyglądało to jakby ktoś powoli opuszczał grubą kurtynę. Ze względu na pogodę pierwsze nasze (poza Mariuszem, który tu już kiedyś był) spotkanie z Manhattanem odbyło się zza szyb Zbyszkowego samochodu. Po długiej przejażdżce ulicami znanymi głównie z filmów zajechaliśmy na SoHo, gdzie odkrywaliśmy klimat tego miejsca z perspektywy knajp i butików. Wieczór spędziliśmy na Times Square. Ilość świateł, neonów i ludzi jest nieprawdopodobna. Deszczowa pogoda i unosząca się nad wieżowcami mgła dodawała uroku i tworzyła świetne warunki do robienia zdjęć. Zawsze są jakieś plusy!
We wtorek chmury uniosły się już ponad czubki wieżowców, niemniej znów zapowiadano opady. My mieliśmy zaplanowany dzień pełen kulturalnych wrażeń. Zaczęliśmy od Metropolitan Museum – największego i najstarszego w Ameryce. Jego zbiory stałe są niezwykle imponujące. Także tymczasowe ekspozycje przyciągają uwagę, mogąc spokojnie wypełnić wnętrza kilku obiektów. Nie sposób zobaczyć całość jednego dnia. Myślę, że i tydzień by nie starczył. Po przejrzeniu planu i zapoznaniu się z programem czasowych wystaw wybraliśmy kilka, które postanowiliśmy zobaczyć. Jednak nasz ambitny plan nas przerósł i musieliśmy go zweryfikować. Oj jest tam co oglądać… Gdy zaczęło odbierać nam siły, rozsądek nakazał opuszczenie muzeum, by przy obiedzie zregenerować się i przygotować na część drugą kulturalnego szaleństwa w Nowym Jorku. Mariusz zabierał nas do Teatru Gershwin’a na musical Wicked, więc warto było zachować energię na wieczór. Spektakl nawiązuje do losów wiedźm z Krainy Oz. Historia pokazana jest w tak bajkowy i cudowny sposób, że wyszłam z teatru wprost zaczarowana. Dekoracje, stroje i choreografia dopracowane były do najmniejszego szczegóły i zrobione z ogromnym rozmachem. Wykonanie, zarówno śpiew, jak i muzyka były świetne. Jak dla mnie rewelacja i uważam, że musical na Broadway’u jest obowiązkowym punktem w programie zwiedzania Nowego Jorku.
W środę Mariusz planował popłynąć łódką na Manhattan. Mieliśmy zobaczyć Statuę Wolności i charakterystyczne drapacze chmur z pokładu Katharsis II. Jednak tego dnia odbywały się manewry nadzorowane przez Marynarkę Wojenną i ruch po East River był mocno ograniczony. Dlatego plany zmieniliśmy – od tego w końcu są i ponownie wskoczyliśmy do białej strzały Zbysinka i pomknęliśmy przez Brooklyn w stronę Manhattanu. Z przewodnikiem „spacerowym“ w ręku maszerowaliśmy ulicami, starając się zobaczyć kilka najważniejszych miejsc. Statuę Wolności obejrzeliśmy ze sporego dystansu, mianowicie z Baterry Park. Na wycieczkę promem na Liberty Island nie zdecydowaliśmy się. Zdobyliśmy trochę pieniędzy na Wall Street…. wypłaciliśmy ze znajdującego się tam bankomatu.Wybraliśmy się w okolice „Ground Zero“, jednak do środka ja nie odważyłam się wejść i chłopacy także zrezygnowali. Finansowe centrum Nowego Jorku, jego zgiełk i dający się odczuć w powietrzu pośpiech zmęczył nas. Na lunch postanowiliśmy uciec na SoHo. A wieczorem wjechaliśmy na Emipre State Buildig. To była jedna z rzeczy w Nowym Jorku, na której bardzo mi zależało. Udało się! Na szczęście w ciągu dnia stopniowo się rozpogadzało i po zmroku była już świetna widoczność. Manhattan i cały Nowy Jork odkrył się przed nami i pięknie zaprezentował. Cieszę się, że pojechaliśmy tam dopiero trzeciego dnia, gdyż mogłam z góry oglądać miejsca, które już trochę poznałam z perspektywy piechura, czy pasażera Zbysiowego samochodu. Ciągle jeszcze jest kilka punktów na mojej nowojorskiej liście, więc mam nadzieję jeszcze kiedyś tu wrócić… Do miejsc nowych i tych które już zdążyłam polubić.

Kategorie:Ameryka Północna, USA

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: